Istnieją na tym świecie ludzie którzy wciąż uciekają. To
od ludzi, od miłości od jakichkolwiek uczuć. Kochają, ale zawodzą się i przez
to przestają wierzyć ze ta prawdziwa miłość jeszcze istnieje. Nie chcą nikogo
kochać, nikomu ufać, pomagać. Tacy ludzie przeważnie wolą samotność, myślą że
wtedy ból ich ominie. Że uciekając od tych wszystkich problemów będzie lepiej,
zamykając się w sobie nie będzie musiał cierpieć. Ale czy to nie samotność jest
prawdziwym cierpieniem? Uciekając od wszystkiego jesteśmy tymi którzy próbują
uciec od życia. Jesteśmy tchórzami bo nie potrafimy się postawić własnemu
losowi. Ale czy siedząc i użalając się nad sobą coś osiągniemy? Przecież nie
możemy wiecznie czekać w samotności aż coś się zdarzy, sami musimy wyjść życiu
naprzeciw i pokazać że mimo cierpienia potrafimy walczyć.
Słońce powoli zachodziło, a ludzie którzy przed chwilą
jeszcze znajdowali się na placu targowym powoli zmierzali do swych domów. Późne
popołudnie było czasem kiedy rodziny zbierały się w swych domach na wspólnych
posiłkach, jedyny moment gdzie mogli razem zasiąść do stołu i nacieszyć się
swoim towarzystwem. Tak bardzo chciałaby żeby i u niej tak było, ale to nie
było możliwe. Patrzyła jak szczęśliwe dzieci biegają za swymi matkami. Jak
witają się z ojcami którzy właśnie wrócili z pracy na roli bądź też w kopalni.
Czyż miłość rodziny nie jest najwspanialszą miłością na świecie. Ostatni raz
spojrzała na zachodzące słońce po czym chwyciła delikatnie skrawki swej sukni i
ruszyła z balkonu w stronę swej sypialni. Posiadłość jej rodziny znajdowała się
z dala od targowiska, ale z jej pokoju bardzo dobrze było je widać, a ona
uwielbiała patrzeć na bawiące się tam dzieci. Zresztą nie miała zbyt wiele do
roboty. Wstawała wcześnie rano, jadła śniadanie zawsze sama. Potem miała lekcje
z prywatnymi nauczycielami do południa, a potem czas wolny. Czasami
przechadzała się po targowisku by móc porozmawiać z ludźmi, ale nawet tego jej
czasami zabraniano. Czuła się niczym ptak zamknięty w klatce. Tak bardzo
chciała się uwolnić, ale nie miała odwagi by postawić się rodzicom. Całe
królestwo było otoczone murem, wysokim na kilkaset metrów, a ona nigdy nie
opuściła murów królestwa. Była tylko jedna brama wychodząca na zewnątrz, ale
nikt przez nią nie wychodził oprócz jej ojca. Kiedy była młodsza to zawsze
chciała wyjechać z ojcem, ale wtedy podnosił głos i nigdy nie dowiedziała się
na własnej skórze co tam się znajduje. Słyszała że poza murami królestwa
toczyła się wojna i nikt nie jest gotowy by móc to zobaczyć, a ojciec stara się
ją chronić przez to zabrania jej i wszystkim opuszczać murów królestwa.
Wierzyła w to co mówi ojciec, ale mimo wszystko chciała poznać świat poza
królestwem. Sama chciała wszystko zobaczyć.
-Panienko- usłyszała cichy głos i od razu spojrzała w
stronę drzwi. Stał w nich młody chłopak i lekko się kłaniał. Uśmiechnęła się na
jego widok i ruchem ręki pokazała że może się zbliżyć, a ona w tym samym czasie
usiadła na krześle przy toaletce. Chłopak wziął szczotkę i zaczął delikatnie
rozczesywać jej włosy. Jego rodzice porzucili go przed murem do królestwa.
Mówił że nawet nie pamięta już ich twarzy. Kiedy miał zaledwie sześć lat stał
cztery dni pod murem w obdartych ubraniach pijać wodę z kałuży i czekając na
cud. Gdyby wtedy jej ojciec nie opuszczał królestwa to chłopak by nie przeżył.
Teraz miał dwanaście lat i został jednym z najlepszych sług w jej domu. Mimo że
traktowała go bardziej jak młodszego brata to chłopak poważnie traktował swoją
pracę, ale bardzo często z nią rozmawiał. To on opowiadał jej czasami to co
pamiętał o świecie zewnętrznym. O wojnach jakie toczą ludzie, a śmierciach
jakie niosą różne zarazy. O państwach które otaczają się murami by nie musieć w
tym uczestniczyć tak jak to królestwo. Mimo iż wie że to pewnie bolesne
wspomnienia dla chłopca, uwielbia ich wysłuchiwać. Chciałaby na swojej skórze
przeżyć jakąś przygodę, coś co odmieniłoby jej życie. Coś wspaniałego.
Spojrzała na odpicie chłopca w lustrze i
uśmiechnęła się blado. Wiedziała że jej życie będzie już zawsze takie jakie
jest teraz. Nie czeka jej żadna przygoda. Jedyne co jej pozostało to zestarzeć się
w tym domu, z przyszłym mężem którego wybierze jej ojciec. Z dziećmi, obsypana
złotem, ale nie miłością.
Pisk fanek znów dochodził do jego uszu, ale nie to w tym
momencie go interesowało. Gitara którą trzymał w rękach to było całe jego
życie. Dźwięki której z niej wydobywał były wszystkim co posiadał. Grał na
instrumentach odkąd pamięta, kochał muzykę i nigdy nie potrafiłby z niej
zrezygnować. A miłość z muzyki zmieniła się w marzenia. A marzenia się spełniają,
gdyby nie to nie stałby teraz tu na scenie grając dla miliona fanów. Spojrzał z
uśmiechem w stronę swojego przyjaciela który zdzierał swoje gardło śpiewając
ostatnią piosnkę. W jego głosie było coś takiego że ludzie chcieli go słuchać,
nie tylko inni ale on także. Mimo że tego nie okazywał nigdy to głos jego
przyjaciela był głosem za którym mógłby iść na koniec świata.
-Dziękujemy wam!- krzyk Naruto rozniósł się po całej
hali, a fani zaczęli krzyczeć jeszcze głośniej. Wołali bis, ale nie mogli już
więcej bisów zaśpiewać. Wiedzieli że blondyn zrobiłby to z chęcią, ale jego
gardło mogłoby tego nie wytrzymać, tak samo jak palce jego przyjaciół którzy
grali na instrumentach. Zaczęli schodzić ze sceny, a adrenalina i energia ich
rozpierała. Kochali to co robili i wiedzieli że nigdy z tego dobrowolnie nie
zrezygnują.
-Daliśmy dziś czadu- krzyknął uradowany Kiba szczerząc
się i odkręcając butelkę z wodą. Patrzył na swoich przyjaciół z delikatnym
uśmiechem.. Kochał ten czas spędzony z nimi ale w jego sercu istniała pewna
pusta której nawet muzyka nie zakrywała. Czegoś mu brakowało, ale sam nie
wiedział czego. A zresztą przed nim jeszcze cały życie, jest młody i sławny a
wiec na pewno życie jeszcze nie raz go zaskoczy.
Mam nadzieje że wytrwam z tym opowiadaniem do końca i będzie ono lepsze niż poprzednie, tak więc trzymajcie za mnie kciuki xd